Gdy nie jesteśmy w życiu do końca szczęśliwi (sami ze sobą) i nie próbujemy wówczas tego szczęścia znaleźć w sobie, szukamy go na zewnątrz.
Bo nieszczęśliwi wbrew pozorom być nie lubimy, a można powiedzieć nawet, że nie możemy. Człowiek jest tak skonstruowany, że będzie automatycznie dążył do szczęścia oraz braku cierpienia. Jeśli więc z jakiegoś powodu nie potrafimy sami sobie tego szczęścia zorganizować, to (automatycznie) zaczniemy wyszukiwać go gdzie indziej. To wtedy właśnie zaczynamy szukać w życiu przyjemności.
Przyjemność nie będzie tym poszukiwanym i upragnionym szczęściem (a dlaczego nie będzie, napiszę w dalszej części artykułu), ale przynajmniej przyniesie ulgę w cierpieniu. Im więcej przyjemności, tym mniej cierpienia.
Zatem zaczynamy poszukiwania przyjemności.
Zakupy.
Imprezy.
Alkohol.
Narkotyki.
Słodycze.
Ogólnie jedzenie.
Pornografia.
Seks.
Hot dog na stacji też. 😉
Itd. Itp.
Dla każdego przyjemnością może być co innego oraz nie każdy może sobie na wszystkie przyjemności pozwolić (ograniczeniem będą albo pieniądze albo wyznawane wartości). Jeżeli korzystamy z różnego rodzaju przyjemności (w poniedziałek słodycze, we wtorek alkohol, w środę marihuana, w czwartek seks z nieznajomym… 😉 ) to de facto nie uzależnimy się od niczego konkretnego, poza samą przyjemnością. Stanie się ona jakby tabletką na ból głowy. Nie wyeliminujemy co prawda prawdziwej przyczyny bólu głowy, ale tabletka skutecznie nam ten ból zneutralizuje. Czyli szczęśliwi dalej nie będziemy, ale cierpienia również nie będzie.
W ten sposób żyje większość ludzi. Nie są szczęśliwi, ale dzięki serwowanym sobie przyjemnościom, ich życie jest znośne.
Problem pojawia się w momencie, kiedy daną, konkretną przyjemność polubimy za bardzo. Za bardzo zasmakuje nam czekolada i po kilku miesiącach nie mieścimy się w połowę naszych ubrań.
Kiedy weekend bez imprezy albo bez trawki będzie weekendem straconym.
Kiedy wieczorne piwo, przestanie być wyborem, a stanie się oczekiwanym rytuałem.
Uzależnienie pojawia się wtedy, kiedy nie chcemy czegoś robić, a mimo to – robimy to. Kiedy przestajemy mieć władzę nad sobą i kiedy – choć sobie szkodzimy, nie potrafimy już bez owej przyjemności normalnie funkcjonować.
Czym jest zatem uzależnienie od partnera i kiedy się ono pojawia?
Aby w ogóle doszło do uzależnienia od partnera, musimy najpierw być nieszczęśliwi sami ze sobą. Musimy być tego rodzaju ludźmi, którzy nie potrafią sami dać sobie szczęścia i z tego powodu będą poszukiwać go na zewnątrz – czyli będą szukać wspomnianych już przyjemności.
Kiedy poznajemy człowieka, który się w nas zakochuje (a my w nim) staje się on OGROMNYM GENERATOREM PRZYJEMNOŚCI.
Nie jedną tabletką na ból głowy, ale zastrzykiem z morfiny.
Przestajemy nie tylko czuć ból, ale zaczynamy też odczuwać szczęście. Czujemy się doenergetyzowani, dowartościowani, dopieszczeni i zasileni – na maxa. Chwyciliśmy Pana Boga za nogi i oto wreszcie życie się nam ułożyło: z tym oto mężczyzną, z tą oto kobietą – wreszcie czujemy spełnienie.
W istocie nie jest to szczęście ani spełnienie, a jedynie tak duża dawka przyjemności, że łatwo się pomylić. I teraz – co dzieje się dalej?
Tak samo jak w przypadku każdego innego narkotyku – z czasem jego działanie słabnie i przestaje być tak efektywne jak na początku. Zaczynamy potrzebować coraz większych dawek. Aż dochodzimy do momentu, w którym nie wyobrażamy już sobie życia bez niego.
Całą energię potrzebną do codziennej egzystencji pobieramy od naszego obiektu – którym w przypadku tego artykułu jest nasz partner. Jesteśmy jak królik z reklamy – działa tylko z bateriami Duracell. Bez baterii nie ruszy. W zasadzie – nie będzie żyć.
Przy silnym uzależnieniu emocjonalnym – moment, kiedy partner odchodzi (lub sygnalizuje odejście) wywołuje silne uczucie paniki – ponieważ dla mózgu jest to informacja o zagrożeniu życia. Brak baterii oznacza brak życia.
Z punktu widzenia partnera-baterii (w przypadku, gdy nie jest on tak samo uzależniony od nas, jak my od niego) nie jest to komfortowa sytuacja. Na poziomie energii taki partner czuje, że jest naszym zasilaczem i (chcąc nie chcąc) wykorzystujemy go. Nikt nie chce być wykorzystywany, więc prędzej czy później partner zacznie od nas uciekać. I wtedy mamy klasyczny przykład związku “kobiety kochającej za bardzo” i niedostępnego mężczyzny, który na różne sposoby będzie od bliskości uciekał.
JAK PORADZIĆ SOBIE Z UZALEŻNIENIEM OD PARTNERA?
Zacznijmy od początku.
Czym jest tak naprawdę brak szczęścia?
Brak szczęścia to po prostu wewnętrzny brak miłości. Niedostatek miłości i pustka emocjonalna, która powstała wtedy, gdy byliśmy dziećmi i miłości potrzebowaliśmy najbardziej na świecie. Jednak z jakichś powodów nam jej nie dano, lub nie dano tyle, ile było nam potrzeba.
I z tą emocjonalną dziurą dorastamy i idziemy w świat. Nieszczęśliwi.
Pustkę (brak szczęścia) wypełniamy różnego rodzaju przyjemnościami. Bywa, że pustka jest tak ogromna, że którąś przyjemność zaczynamy lubić za bardzo i po jakimś czasie uzależniamy się. Bywa, że uzależniamy się od partnera, ponieważ “miłość” jaką nam daje, jest przyjemnością nieporównywanie większą (i skuteczniej zapełniającą pustkę), niż np. czekolada.
Napisałam na początku, że poszukiwana przez nas przyjemność (która ma na celu wyciszyć odczuwany przez nas ból egzystencjalny) nigdy nie będzie równa prawdziwemu szczęściu. Czyli te chwile zapomnienia, które dają słodycze, zakupy, seks czy też “posiadanie” partnera – nigdy nie będą szczęściem, a zawsze tylko chwilową (mocniejszą lub słabszą) przyjemnością.
Poszukiwane na zewnątrz przyjemności, nigdy nas nie uszczęśliwią, ponieważ szczęścia nie można dostać z zewnątrz. Nie można – koniec, kropka.
Aby poczuć prawdziwe, realne i rzeczywiste szczęście – musimy poszukać go W ŚRODKU NAS SAMYCH. Nikt i nic nie może wypełnić pustki, która w nas jest – poza nami samymi.
Można porównać to do wspomnianego królika – szukając przyjemności na zewnątrz, zawsze dostaniesz tylko baterię. Zasilenie, które ma datę ważności. Kiedy bateria przestanie działać, przestaniesz być zasilany i nie będziesz mógł dalej poprawnie funkcjonować. Kiedy natomiast znajdziesz szczęście w sobie – staniesz się po prostu żywym królikiem, który nie będzie potrzebował żadnych baterii do tego, aby czerpać radość z życia.
Jeżeli szczęście jest miłością i masz poszukać go w sobie, to jak myślisz, co należy zrobić…?
Tak jest. Należy pokochać siebie.
W całości. Takiego, jaki jesteś. Taką, jaka jesteś.
Ze wszystkim. I w środę i w piątek. I z makijażem i bez. Kiedy ważysz 58 kg i kiedy ważysz 120.
Pokochać, nie oceniać. Pozwolić na błędy. Wybaczyć.
Dać sobie kolejną szansę. Uwagę. Ochronę. Bezpieczeństwo.
Żeby to wszystko zrobić naprawdę, musisz najpierw zrozumieć czym jest w ogóle miłość bezwarunkowa.
Od miłości się wszystko zaczyna i na miłości się wszystko kończy.
Miłość (bezwarunkowa) jest najwyższą możliwą energią we Wszechświecie.
A więc kochaj.
I poszukaj wielu różnych źródeł zasilania (aby stopniowo wyjść z zależności od jednego głównego). Źródeł zasilania szukaj w pozytywnych aspektach życiach, takich jak relacje z rodziną, przyjaciółmi, hobby, kariera, zdrowie / sport, działalność charytatywna. Z początku te zasilenia będą nieciekawą alternatywą, ale jeśli włożysz w nie odpowiednio dużo czasu i energii – w końcu zaczną spełniać swoją rolę i pomogą stanąć Ci na własnych nogach.
Polecam również swój inny artykuł na temat uzależnienia emocjonalnego – TUTAJ.
Na koniec przydatny link.
Jeżeli odczuwasz napady paniki w związku z prawdziwym lub ewentualnym odejściem partnera, polecam tę technikę pozwalającą poradzić sobie z tym obezwładniającym uczuciem: